Zakładając tego bloga wiedziałem, że jeden z moich wpisów koniecznie będzie musiał opowiadać o łowiskach komerycyjnych na których wędkuję zdecydowanie najczęściej. Akweny te, zarządzane przez prywatnych właścicieli odróżniają się od tych publicznych populacją pokaźnych cyprinusów, prywatnym parkingiem, dostępnością wózeczków do transportu sprzętu, a nawet skoszoną trawką i pomostami na stanowiskach. Bardzo często takie zbiorniki mają niedużą powierzchnię i są one sztucznym wytworem człowieka. Przykłady to zalane dawne żwirownie, glinianki, miejsca wydobycia piasku lub właśnie przemianowane na komercje stawy hodowlane, nierzadko wybudowane jeszcze w czasach PGR. Największe doświadczenie zdobyłem właśnie w tej ostatniej kategrii zbiorników i chciałbym się nim z Wami podzielić.
Specyfika wszystkich typów wód komercyjnych

Wielokrotnie spotkałem się z opinią (nie wiem czy ona jest prawdziwa, ale jestem skłonny w nią uwierzyć), że wśród wędkarzy, którzy łowią tylko na PZW i nigdy nie byli na komercji, panuje przekonanie, że prywatny staw, zadbany i zasiedlony karpiami jest po prostu wanną z rybami. Nie jest istotne gdzie i jaką metodą wędkujemy, nie ma znaczenia nawet przynęta, po prostu sukces jest gwarantowany za opłatą wejściową. Niestety, pod każdym względem jest inaczej. Przede wszystkim zasadnicza różnica w stosunku do PZW jest taka, że w tych zbiornikach duże cyprinusy po prostu są. Wiadomo są łowiska o sporej populacji okazów przekraczających 20kg, jak i wody, w których pływa zaledwie kilka piętnastek. To jak zasobny jest dany zbiornik w dużej mierze zależy od zaangażowania, wiedzy i troski właściciela. Sztuczne zbiorniki, poddane dużej presji wędkarskiej nie mają takich możliwości samooczyszczania i samoregulacji co rynnowe, polodowcowe jezioro na Mazurach. Tu wprowadzanie nadmiernej ilości zanęt, gnijącego materiału organicznego jak chociażby liście, napływ wód o różnym składzie (powierzchniowych z deszczu, jak i tych zasilających staw podziemnych i rzecznych), okoliczna działaność rolnicza, mogą przyczyniać się do podwodnych kryzysów – rozwoju chorób, spadku zawartości tlenu, eutrofizacji. Właściciel w takich sytuacjach, by utrzymać swój biznes przy życiu, zobowiązany jest adekwatnie reagować. Najlepsi w tej sztuce tworzą akweny o dużym zagęszczeniu prawdziwych rekordów, charakteryzujących się dobrym zdrowiem. Jest to oczywiście nieosiągalne w wodach publicznych, zarządzanych przez PZW czy prywatne gospodarstwa rybackie.
Niektóre działania, które podejmują właściciele mają bezpośredni wpływ na to jak łowi się w tych zbiornikach. W upalne dni możemy być świadkami odpaleń areatorów. Są to maszyny, które mogą powodować wiele hałasu, ale także znacząco wzbogacają wodę w tlen w swojej okolicy. Nie mam jeszcze wyrobionej opinii na podstawie własnych doświadczeń, czy zajęcie stanowiska obok takiego urządzenia w upalny dzień wygeneruje nam dodatkowe brania w stosunku karpiarzy ulokowanych w przeciwnej części akwenu. Upał to wyjątkowo trudne warunki, zwłaszcza przy polowaniu na największe okazy. Prawdą jest to, że podczas pracy areatora widywałem w jego okolicy spławy, chociaż ich obserwacja jest znacznie utrudniona przez wzburzoną taflę wody.
Innym przykładem ingerencji opiekunów jest dokarmianie ryb. Jeśli mały zbiornk posiada ekstremalnie dużą populację karpi, a które jak wiemy potrafią sporo zjeść, to możemy być prawie pewni, że właściciele by utrzymać ichtiofaunę w dobrej kondycji będą wrowadzać do lowiska dodatkowe pożywienie. Nierzadko regularnie, w określony dzień (lub dni) tygodnia. Praktyka ta bywa stosowana bardzo różnie, czasem jest to sypanie tej samej ilości gotowanych ziaren w regularnych odsępach czasu. Wydaje mi się to relatywnie złym rozwiązaniem. Zdecydowanie lepiej jest dokarmiać mając pewność, że ryby zjadły w całości poprzednią porcję, inaczej tworzymy nowy problem w postaci gnicia mas pożywienia na dnie. Generalnie taki proces może albo zepsuć nam sesję, lub wręcz przeciwnie zadziałać na naszą korzyść jeśli umiejętnie ten fakt wykorzystamy. Miałem kiedyś okazję obserwować karpiarzy zajmujących stanowisko z dostępem do pola, na które właściciel wysypywał w każdy poniedziałek gotowaną pszenicę. Rzuty tej ekipy kulką, bez dodatkowej zanęty w ten obszar skutokowały pięknymi okazami na macie. Uzasadnienie tej sytuacji jest dla mnie bardzo proste. Pokarm sypany przez właściciela był przez ryby traktowany jako bezpieczny. W ferworze żerowania zasysały one także położoną w tym obszarze przynętę. Nawet jeśli działo się to przypadkiem, to nie ma to większego znaczenia. Pułapka spełniała swoją rolę świetnie. Oczywiście moje ulubione forum interenetowe miało wątek poświęcony tej wodzie, a w nim sporo narzekań, że dokarmianie zepsuło nie jednej osobie wypad na karpie. Niestety, tylko dwa stanowiska miały tę plamę zboża w zasięgu rzutu, pozostali musieli z nią konkurować, co oczywiście znacząco obniżało szanse na sukces.
Inne działania mogą mieć swoje odzwierciedlenie w regulaminie. Przykładem jest dobowy limit zanęt, czy zakaz stosowania ziarna surowego, lub ziarna w ogóle. Niektórzy właściciele twierdzą, że ziarna mają stosunkowo któtki termin przydatności w środowisku wodnym i nie są zwyczajnie zjadane przez cyprinusy w takich ilościach, w których sypią je wędkarze, co powoduje ich gnicie i obniżenie odczynu pH wody negatywnie wpływając na zdrowie znajdujących się w niej organizmów. Kolejną powszechną praktyką jest zakaz stosowania orzechów tygrysich w formie zanęt i przynęt. Tutaj uzasadnienie jest bardzo proste. Orzechy te nierzadko są niepoprawnie przygotowywane i mogą być dla ryb niemożliwe lub bardzo ciężkie do strawienia (podobne jak surowe ziarno). Właściciel nie ma możłiwości zweryfikowania, kto przyszedł na łowisko z dobrej jakości produktem, więc na wszelki wypadek zakazuje całkowicie ich sotosowania. Konserwowane chemicznie kulki, czy pellet są w tym przypadku znacznie mniej szkodliwe, nawet wprowadzane w nadmiarze.
Coś o czym warto wspomnieć, a co jest częste na wodach komercyjnych i zakazane na PZW to możliwość łowienia na trzy, a czasem nawet cztery wędki. Jest to bardzo fajne udogodnienie, gdyż pozwala nam na testowanie wiekszej liczby przynęt czy obstawienia dodatkowego miejsca. Ze sprzętem mogą wiązać się także obostrzenia. Przykładem jest zakaz używania plecionek, także jako strzałówek. W zasadzie jest on powszechny już nawet na kiepsko zarządzanych komercjach. Przy takim punkcie w regulaminie należy zapomnieć o tzw. łowieniu na sztywno tuż przed linią zaczepów, powalnych drzew itp. Nierzadko powinniśmy posiadać żyłkę o grubości większej niż 0,30 mm, szeroki na 100cm podbierak, matę typu kołyska i bezpiecze zestawy karpiowe, umożliwiające zerwanej rybie pozbycie się ciężarka. Do wyposażenia obowiązkowego, którego nikt od nas nie oczekuje na PZW nierzadko należy także odkażacz do ran.
Charakterystyka komercyjnych stawów rybnych

Stawy rybne z którymi mam do czynienia na zachodnim Mazowszu są akwenami wykopanymi koparką, od samego początku będąc przeznaczoymi do celów hodowlanych. Ten fakt, sprawia, że nie powinniśmy się w nich spodziewać diametralnych różnic w głębokości, jednak maszyna nigdy nie wybuduje zbiornika będącego idealnym prostopadłościnem. Zawsze jest spora szansa, że w jakimś miejscu będzie nieco głębiej, w innym płycej. Już znajomość tego faktu jest dla nas bardzo istotna w kontekście wyboru miejsca do wędkowania. Płytsze rejony ogrzewają się wcześniej i wcześniej budzi się w nich denne życie małych organizmów. Żyjątka te stanowią naturalny pokarm karpi, co sprawia, że wczesną wiosną to właśnie tam warto poszukać cyprinusów w słoneczne dni. Trzeba także pamiętać, że jesienią rejony te ochładzają się szybciej, a naturalny pokarm migruje w głębsze partie zbiornika. Zdecydowanie ciężej bez obserwacji wytypować w takich wodach miejsce pobytu karpi latem, szczególnie jeśli ograniczeni jesteśmy do jednodniowej zasiadki, albo po prostu dany staw jest nieczynny w porze nocnej. Szczególnie jeśli łowisko jest otwarte tylko za dnia, najsprytniejsze, najwększe sztuki uczą się, że pobieranie pokarmu od wędkarzy staje się bezpieczne po zmroku. Na niektórych stawach lepsze wyniki osiągam obławiając głębsze rejony w upalne dni, a w innych płytkie. Tu trzeba przynać, że regułą jest obserwacja wody w poszukiwaniu śladów obecności ryb (gazy ulatniające się z dna podczas rycia, spławy) oraz uwzględnienie także innych czynników. Wracając jeszcze do tematu głębokości, w takich stawach ciężko spotkać wyraźne górki, czy zagłębienia. Nierzadko brakuje w tych wodach zaczepów, chyba że są to wrzucone do wody gałęzie służące zimą za tarlisko.
Kolejny czynnik, który warto uwzględnić decydując się w którym obszarze łowiska szukać dla siebie stanowiska to analiza pogody z ostatnich dwóch dób. Wiatry są w staine spychać powierzchniowe warstwy wody w określonym kierunku. W ciepłe pory roku są to naturalnie masy o wyższej temeraturze, co może zachęcać cyprinusy do podążania za nimi. Dodatkowo wiatr ma właściwości natleniające wodę, a jak wiadomo poziom tego gazu w zbiorniku ma wpływ na aktywność i żerowanie. Ilości krytycznie niskie będą prowokowały rybie organizmy do uruchomienia mechanizmów przetrwania i z pewnością obiorą im apetyt. Dlatego tak ważne jest dla nas wędkarzy odpowiednie zarządzanie łowiskiem przez gospodarza, zwłaszcza, że stawy wykopane koparką są tworem nienaturalnym, z upośledzoną zdolnością samoregulacji w sposób sprzyjający karpiom.
Jeśli już mówimy o poziomie tlenu, warto zwrócić uwagę co może pozytywnie lub negatynie wpływać na jego poziom w określonych partiach zbiornika. Nagromadzenie grubej warstwy materiału organicznego jak na przykład liści, martwych szczątek podwodnych roślin, czy nanoszonego z deszczówką wypłukanego mułu wzmaga procesy gnilne konsumujące ten życiodajny gaz. Jeśli rzeczywiście zachodzi sytuacja nadmiernego zużywania tlenu w tych miejscach, to ich omijanie pomoże ocalić wynik naszej zasiadki przed zblankowaniem. Warto też zwrócić uwagę na wpadające do stawów zasilające je rzeki. Woda płynąca jest z definicji lepiej natleniona. Zapewne jej prądy, wnikając do stawu rzeźbią w jego dnie nieduże koryto gdzieś w kierunku mnicha spustowego. Raz, że takie koryto może być ciekawą do obłowienia rynną dającą schronienie rybom, bogatą w natlenioną, chłodniejszą wodę, ale także niosącą potencjalne kąski pożywienia i materię organiczną stanowiącą podstawę do rozowju organizmów dennych. Z takim zewnętrznym źródłem wody mogą do naszego łowiska dostawać się substancje poprawiające nasz wynik, lub wręcz przeciwnie zniechęcające ryby do przebywaia w tym obszarze. Na pewno warto to sprawdzić i poznać przebieg takiego koryta w naszym akwenie i wziąć je pod uwagę podczas typowania miejsca do położenia zestawu.
Poziom tlenu może być także kształtowany wskutek zmian ciśnienia. Bardzo często spotykamy się opinią, że przy pewnych wskazaniach barometru, jak na przykład spadku, brania bywają kiepskie. Mało kto rozumie mechanizm stojący za tą dość powszechną obserwacją. Nie jest to bynajmniej rybia meteopatia. Spotkałem się z teorią, że spadki ciśnienia powodują intensywne „zasysanie” gazów rozpuszczonych w wodzie, w tym tlenu do atmosfery. W końcu pomiędzy powietrzem, a wodą musi panować równowaga. To właśnie może tłumaczyć słabsze wyniki, zwłaszcza w okresie upałów, kiedy bazowy poziom natlenienia takiego stawu jest niski. Oczywiście nie mamy wpływu na pogodę, ale mamy możliwość dopasowania naszych działań tak, by pozostać z nią w harmonii. Tu istotna jest ilość zanęty wprowadzanej do łowiska. Jeśli mamy podejrzenia, że zachodzą procesy obniżające poziom natlenienia naszego stawu warto silnie ograniczyć się z ilością sypanego towaru. Słabe żerowanie ryb w tym okresie w połączeniu z za dużą ilością pokarmu zmniejsza nasze szanse powodzenia.
Rozmyślając o komercyjnych łowiskach, będących stawami przychodzi mi na myśl jeszcze jeden fakt. Mianowicie, jak zaznaczyłem we wstępie, często takie akweny są przemianowane na typowo wędkarskie z poprzedniego ich czysto hodowlanego zastosowania. Produkcja rybiego mięsa nie odbywa się w głębokich zbiornikach. Najczęstszą formą pozyskiwania go na handel jest spuszczenie całkowite, lub częściowe wody ze zbiornika i zbieranie lub odłowienie sieciami niemalże 100% populacji. Implikuje to fakt, że nigdy nie mamy do czynienia w takich akwenach ze znacznymi głębokościami. Z moich obserwacji rzadko jest to powyżej dwóch metrów. Często na stronach łowisk pojawiają się mapki z głębokościami (batymetryczne), ale sądując dno markerem nierzadko mogę potwierdzić w nich przekłamania. Nie pozostaje to bez wpływu na nasze wędkowanie, a w szczególności wytypowanie miejscówki. Niektóre stawy podlegają silnym wahaniom poziomu lustra wody. Szczególnie możemy obserować jego obniżenie w okresie suszy, gwałtowne wzrosty po ulewnych deszczach. Ostatnie lata w naszym klimacie są tak suche, że niektóre łowiska wracają do wysokiego poziomu wody dopiero na wiosnę. Są także stawy odporne na to zjawisko. Wszystko zależy od technologii w jakiej je wybudowano. Niektóre rozwiązania oparte są o wyściełanie zbiornika przed zalaniem specjalną membraną, inne wykorzystują naturalne, nieprzepuszczalne właściwości podłoża (stawy kopane na glinie) połączone z izolacją samej grobli, a jeszcze inne nie są chronione przed ubytkiem wody. Wszystkie typy zbiorników wymuszają na nas różne podejście. Jeśli poznaliśmy konfigurację dna w stawie o stabilnym lustrze możemy odwiedzać nasze ulubione miejscówki (w których zbadanie zainwestowaliśmy sporo czasu) przez cały sezon letni i cieszyć się dobrymi wynikami. W wodach o zmiennym poziomie musimy naprawdę bardzo uważać. Płytkie miejsca, obdarzające nas karpiami wiosną, mogą praktycznie nie nadawać się do wędkowania w lipcu, bo zostanie tam np. 40 cm głębokości. Trzeba być na to naprawdę uczulonym. Fakt mętności wody w stawach nie ułatwia nam poznania prawdy o zbiorniku.

Miejsca szczególnie godne uwagi
Pamiętam jak kiedyś próbowąłem wyszukać w Google rekomendacji, jakie miejsca są najlepsze do położenia zestawu karpiowego. Trafiłem na ciekawy obrazek zawierający skondensowaną listę takich miejsc – było na nim trzcinowisko, podwodne zaczepy, zwisające do wody gałęzie, pasma grążeli, bujna litoralowa roślinność, wreszcie rynny, spadki, blaty, podwodne górki i okolice brzegu. Jednym słowem – karpia można złowić praktycznie wszędzie. Każde tzw. charakterystyczne miejsce może w ekosystemie wodnym dawać rybom schronienie lub sprzyjać gromadzeniu się naturalnego pokarmu. W rzeczywistości istnieje także czarna lista takich pozycji – obszary beztlenowego (anaerobowego) mułu, obszary bardzo głębokie (także zimne i beztlenowe), zbyt płytkie (poniżej pół metra, chociaż tu możemy się czasem pozytywnie zaskoczyć). Jeżeli w naszym stawie, który jest prostą bryłą wykopaną koparką umiemy zidentyfikować miejsca z obu list, to mamy świetny wsad do podjęcia decyzji gdzie łowić.
Chciałbym zwrócić uwagę na pewien mankament. Mianowicie w takich stawach rybnych, raczej w większości mamy czyste, pozbawione zaczepów dno, do tego w miarę równe. Odpadają nam zatem wszelakie spadki, blaty, górki i rynny, no chyba że jest coś wyrzeźbione przez przechodzącą przez dany akwen rzeczkę. Potencjalne pasma roślinności zanurzonej to dodatkowy problem, bo trzeba sięgać po bardziej skomplikowane w użyciu zestawy by prezentowały się na ich połaciach naturalnie. Doświadczony karpiarz sobie poradzi, ale osoba początkująca może popełnić sporo błedów zanim odkryje jak na czymś takim poprawnie położyć Chod Riga. Z całej zatem białej listy zostają nam albo okolice zaczepów, które właściciel sztucznie umieścił w łowisku by stworzyć naturalne tarlisko, ablo trzcinowiska. W przypadku tych pierwszych, niestety liczba stanowisk umożliwiających obławanie takich miejsc jest zazwyczaj nie większa niż 2 sztuki (po obu stronach naturalnie). To sprawia, że trzeba być wcześnie na komercji by zająć sobie takie miejsce. Większość wędkarzy nie dostąpi możliwości położenia zestawu tam „gdzie patyki”. Ze stref przybrzeżnych pozostają nam zatem okolice trzcinowisk, ale te też nie zawsze występują w stawach, które mogą być trochę głębsze na całej swojej powierzchni. Jeśli jednak mamy je w zasięgu, warto spóbować z jedną wędką w ich okolicach. Co ciekawe, przy tego typu miejscach możemy wykorzystać fakt, że na koniec swoich sesji wędkarze bardzo lubią wyrzucać do wody niewykorzystane robaki, zmoczoną zanętę czy pellet. Możemy to potraktować jak codzienne, wieczorne, długotrwałe nęcenie stref przybrzeżnych (szczególnie dobrze będzie się to kojarzyć rybom w akwenach nieczynnych nocą) i przełożyć zestaw blisko, na godzinę albo dwie przed zamknięciem obiektu. Niektóre rozległe stawy mogą stanowić pewien wyątek i cechować się wypłyceniami na swoim środku, jak to przedstawia zdjęcie poniżej. Wówczas doskonałym miejscem będą okolice tak powstałych trzcinowisk, oraz kanty na dnie tuż pod nimi.

Oczywiście ryby także będą w tych zbiornikach przebywać w strefie otwartej wody. Gdy presja i zamieszanie na brzegach jest spore, środek akwenu będzie skupiał w sobie w uciekające w głąb ryby. Jakie miejsca warto obławiać, szczególnie jeśli dno jest równe niczym stół? Dla mnie najlepsze są obszary styku obszaru zamulonego z twardym. Po pierwsze skraj mułu to miejsce, które ma większy dostęp świeżej natlenionej wody i procesy rozkładu martwej materii organicznej zachodzą tam w sposób sprzyjający rozwojowi larw i skorupiaków stanowiących naturalny pokarm karpi. Mało tego, przebieg tej linii styku może być właśnie ukształtowany przez ryjące w żyznym mule cyrpinusy, które czyszczą z niego dno. Znajdując takie miejsce w wodzie o dużej populacji dużych karpi mamy spore szanse na sukces. Trzeba jednak pamiętać, że jeżeli odkryte łowiska są efektem żerowania naszych ulubieńców, to ich pozycje mogą ulegać zmianie z sezonu na sezon. Pracę gruntowania i badania dna należy powtarzać.
Kilka słów o mule
Jak ropoznać z jakim rodajem mułu mamy do czynienia? Jedną z technik, o których możemy poczytać, lub obejrzeć na Youtube (szczególnie kanałach z UK) jest przeciąganie ciężarkiem po dnie z wykorzystaniem sztywnej wędki typu spod z nawinięcą plecionką. Muł, szczególnie ten głęboki sprawi że zatopiony w nim gruntomierz nie będzie chciał się gładko przemieszczać. Uwięziony, będzie wyginał wędzisko z napiętą plecionką i po przekroczeniu krytycznego poziomu siły wyskoczy z brei. Sytuacja po chwili się powtórzy gdy ciężarek ponownie zatopi się w miękkiej masie. Doświadczeni wędkarze polecają powąchać ciężarek po przeciągnięciu go przez taki obszar. Smród, szczególnie siarkowodoru sugeruje obszar pozbawiony życia i niewarty by kłaść na nim zestaw. Możemy też stosować ołów zawierający specjalne wypustki i pokryty szorstkim materiałem do którego przyczepią się elementy badanego dna. Kiedyś udało mi się takim ciężarkiem wyciągnąć z wody świeżą larwę ochotki. Styk tego życiodajnego mułu z twardyn dnem dał mi w ciągu zalegwie sześciogodzinnej zasiadki dwa piękne amury. Co zrobić gdy nie mamy spoda i plecionki? Karpiówka z żyłką także spełni swoje zadanie, ale z racji na większą elastyczność tego zestawu po prostu przekazywana do naszych dłoni informacja będzie nieco przytłumiona. Powiedzmy sobie jednak szczerze – głęboki muł tak mocno zasysa i „trzyma” ciężarek, że raczej na każdym rodzaju linki go wyczujemy.
W całym tym badaniu dna sam stosuję też pewne uproszczenie i wychodzę z założenia, że cienki muł, który nie napina zbytnio wędziska podczas badania i pozwala na przeciąganie po nim ciężarka z niedużą siłą będzie natleniony, żyzny i warty położenia na nim zestawu (chyba że natrafię na wspomniany wcześniej styk twardego i miekkiego). Po prostu cienka wartwa sugeruje, że mikroganizmy konsumują wszystko na bieżąco, że jest on bardzo żyzny i bogaty w karpiowy pokarm. Również w opozycji do tego podejścia podchodzę bardzo sceptycznie do tego głębokiego. Boję się, że jego olbrzymie, zalegające masy już dawno zostały zdominowane przez beztlenowe bakterie i położenie zestawu w takim miejscu nie da regularnych brań, a co najwyżej przypadkowe.
Generalnie mówiąc o mule trzeba mieć na względzie, że tempo jego przyrostu w zaniedbanych akwenach może być naprawdę spore. Jeśli na staw oddziaływuje sporo czynników sprzyających jego gromadzeniu i nie jest prowadzone żadne oczyszczanie takiego zbiornika, to z automatu taka woda staje się trudna. Spada w niej ilość tlenu, co negatywnie afektuje na aktywność ryb. W dnie grzęzną zestawy, ciężko określić gdzie muł jest żyzny, a gdzie nie. Jeśli łowimy w porze dziennej, pewnym pomysłem staje się obławianie stref przybrzeżnych (burty stawu podmywane przez falującą wodę powinny być elementem twardszego obszaru i bogatego w pokarm wypłukiwany z gleby). Oczywicie dalej zostaje nam także możliwość kładzenia zestawu w tych wszystkich klasycznych, charakterystycznych miejscach jak okolice zaczepów, trzcinowisk, itp. Oczywiście można także próbować swoich sił na wodzie otwartej. Trzeba jednak zadbać o prezentację zestawu – delikatna wywózka modelem sterowanym, sporo zanęty sypkiej, pelletu. Stosowanie waftersów, czy zbalansowanych bałwanków pozwala utrzymać przynętę ponad miękką warstwą. Mimo wszystko wydaje mi się, że znalezienie miejsca na otwartej wodzie, pośród głębokiego mułu, które będzie dawało regularność brań jest zadaniem trudnym i na pewno nie do zrealizowania podczas jednej zasiadki. Taką wodę trzeba rozpracowywać nieco dłuższy czas, pozwalając sobie na błędy i koniecznie wyciągać z nich wnioski.
Podsumowanie
Podzieliłem się z Wami naprawdę sporą porcją wiedzy, którą zgromadziłem na temat wędkowania w komercyjnych stawach. Bądźmy szczerzy nie są to na ogół zbiorniki trudne, chyba że rzeczywiście są one zaniedbane i prowadzone bez pojęcia w sposób szkodliwy dla znajdującej się tam populacji karpi. Mimo teoretycznie łatwiejszego poziomu trudności niż w porównaniu do takich śląskich zaporówek, wielu wędkarzy blankuje swoje krótkie wypady nad nie i mocno się zniechęca. Czasami poziom frustracji wędkarzy znajduje upust w obsmarowaniu danego obiektu negatywnymi komentarzami na mapach Goolge. Pamiętajcie, jeśli będąc na takich zbiornikach, widzicie jak inni odnoszą sukcesy, albo jesteście w stanie dostrzec spławy dużych cyprinusów, potężne bąble będące wynikiem rycia na dnie, albo nawet jeśli widzicie na fejsie wrzucane na bieżąco foteczki pięknych ryb wyłowionych na danym obiekcie, a Wy blankujecie to pomyślcie nad udoskonaleniem swojej techniki, podszlifujcie umiejętnoci i pogłębcie wiedzę. Każdy akwen jest swojego rodzaju łamigłówką, którą trzeba rozwiązać. Mam nadzieję, że mój artykuł pomoże Wam w rozpracowaniu okolicznych komercji. Połamania kija!