Haczyk

Gdybyśmy mieli napisać książkę, która w sposób bardzo uporządkowany wprowadza do dowolnego rodzaju wędkarstwa, zapewne rozpoczynałaby się rozdziałem „Sprzęt”. Rozdział ten miałby prawdopodobnie pierwszą sekcję pt. „Haczyk”, ewentualnie „Wędzisko”. Nie inaczej jest w przypadku naszego bloga. Temat kijków opisałem Wam w już artykule Jak wybrać wędzisko karpiowe. Teraz czas na kilka słów o haczykach.

Początkujący adept sztuki karpiowej zapewne doznaje dużego zakłopotania, gdy dowiaduje się jak bardzo różnorodne są kształty haczyków wykorzystywanych do budowania przyponów. Sam pamietam, że w niesamowite niedowierzanie wprowadził mnie fakt ich grubości, nierzadko toporności spowodowanej doczepianiem do nich rozmaitych elementów jak pozycjonery włosa, kickery, krętliki, rurki termokurczliwe, metalowe kółka, pasty obciążające, a wszystko dowiązane do nierzadko grubej i sztywnej linki. Jak to może działać? To jest tak odmienne od znanego wyczynowym spławikowcom cienkiego haczyka nr 22 na mięciutkiej żyłce 0,06 z jedną ochotką. Swoją drogą taki przypon mimo swojej naturalności, wcale nie zawsze daje dobre brania łatwe do upolowania drobnicy. Co dopiero stary, przebiegły karp, który widział już wszystko? Miałby nabrać się na taką kumulację nienaturalnych elementów w jednym miejscu jak to ma miejsce w karpiowym przyponie? Otóż okazuje się, że jak najbardziej, jesteśmy w stanie z tych akcesoriów tworzyć skuteczne pułapki, a haczyk odgrywa w nich najważniejszą rolę.

Rola ta to przede wszystkim udział w samozacięciu (lub klasycznym zacięciu inicjowanym przez wędkarza dla zestawów przelotowych) poprzez wstępne, samoistne delikatne wkłucie się w pysk ryby, w sposób bardzo trudny do wyplucia i pogłębienia penetracji pod wpływem działającej siły (bezwładności ciężarka, hamulca kołowrotka, unoszonego wędziska). Kolejne zadanie haczyka to utrzymanie ryby w trakcie holu aż do momentu podebrania.

Udział w samozacięciu

Samozacięcie polega na tym, że bez udziału wędkarza, nierzadko przed sygnalizacją brania – ryba sama wbija sobie haczyk poruszając obciążeniem zestawu. Osobiście pierwszy raz z zestawami samozacinającymi spotkałem się w latach dziewięćdziesiątych, ale one istniały już dużo wcześniej. Jest to mechanizm dość stary i nieustannie ulepszany. Fundamentalna dla tej techniki jest „chwytność” haka, a właściwie całego przyponu. Związane jest to ze sposobem żerowania karpi, które zasysają i wypluwają kąski pożywienia pobieranego z dna, roślin lub toni. Jakiś czas temu, Brytyjczycy – Lenny Middelton i Kevin Maddocks zauważyli, że przy takim sposobie pobierania pokarmu największe szanse na pewne zacięcie ryby daje pusty haczyk, przywiązany do przynęty, który ryba zassie poniekąd „przy okazji”. Dało to początek tzw. metodzie włosowej polegającej na nanizaniu kulki proteinowej, ziaren lub innych karpiowych smakołyków na krótki odcinek linki zwanej włosem (legendy głoszą, że pierwotnie wykorzystywano to tego kobiece włosy), przywiązanej do pustego haczyka. Dla laika technika ta wydaje się wręcz irracjonalna – jak to pusty haczyk? Nic bardziej mylnego, do dzisiaj jest bardzo skuteczna i nieustannie ewoluuje. Co takiego się w niej zmienia? Przede wszystkim karpiarze skupiają się na maksymalizacji tej inicjalnej chwytności haczyka, czyli łatwego zaczepienia się go pod odpowiednim kątem za pysk zasysającego przynętę karpia, przy jednocześnie naturalnej prezentacji przynęty.

Opisywana przeze mnie chwytność wynika przede wszystkim z ostrości haczyka oraz z jego kształtu, który musi współgrać z pozostałymi elementami przyponu. Idealnie skomponowana całość, czyli haczyk, przypon i przynęta, dopasowane do charakteru dna zapewnią naturalną prezentację oraz utrudnią pozbycie się inicjalnie wpiętego przyponu w pysk, tym samym pozwalając samozacięciu wykonać swoją część zadania.

Ostrość haka

Prawie każdy doświadczony karpiarz powtarza frazę, że haczyk musi być idealnie ostry. Nie inaczej jest także w moim artykule. Im wyższa ostrość, tym większa tendencja do zaczepienia się o pysk zasysającej lub wypluwającej przynętę ryby. W zasadzie to nie zależy nam na tym, by karp koniecznie połknął kulkę jak to ma miejsce w przypadku innych technik jak spinning, czy spławik. My chcemy aby jej tylko spróbował, chociażby by zweryfikować jej jadalność. Właśnie nasza pułapka aktywowana jest samym aktem zassania i wyplucia przynęty – wtedy haczyk jako pierwszy wykonuje swoją pracę, lekko wbijając się w rybi pysk. Im jest ostrzejszy, tym szansa na zaczepienie jest wyższa.

Mówiąc o ostrości trzeba pamiętać o kilku ważnych faktach. Nie każdy haczyk wyjęty z paczki jest ostry. Zwłaszcza jeśli porcja 10 sztuk jest wrzucona do plastykowego woreczka. Haczyki mają tam możliwość zderzania się ze sobą i tym samym tępienia. Najdoskonalsze produkty sprzedawane są w pudełeczkach w których są powciskane w uchwyciki uniemożliwiające przemieszczanie się w paczce. Dodatkowo ostrza bywają zabezpieczane łatwą do zdjęcia, kolorową (najczęściej czerwoną) kropelką tworzywa. Uwielbiam tak pakowane haczyki. Są one niestety zazwyczaj droższe, ale mam duże prawdopodobieństwo, że 10 na 10 sztuk będzie idealnie ostrych.

Co jest istotne, każdy haczyk podczas użytkowania ulega stępieniu. Zarówno podczas pobytu w pysku ryby, jak również podczas powolnego zwijania na twardym dnie. Nawet w siatce PVA twarde pellety trąc o doskonale ostry, cieniutki grot mogą go stępić. Trzeba mieć świadomość, że jeśli ostrze nie jest idealne, to chwytność spada. Haczyk może zwyczajnie ślizgać się po twardym pysku ryby i wypadać z niego. My nie odnotujemy nawet piknięcia na sygnalizatorze. Tym samym prawdopodobieństwo wyciągnięcia błędnych wniosków co do wybranego miejsca, lub aktywności ryb rośnie. Przekonali się o tym niejednokrotnie użytkownicy podwodnych kamer.

Co zrobić, gdy haczyk nam się stępi? Są dwie szkoły. Jedna mówi wyrzucić i założyć nowy. Druga rekomenduje ostrzenie. Wyznawcy pierwszej z nich na pewno podnoszą swoją skuteczność, bo takie podejście gwarantuje używanie zawsze ostrego haczyka. Jednak z drugiej strony rozsądek nakazuje by nieco szanować swoją pracę, pieniądze i nie produkować śmieci (każda nowa paczka to także plastykowe opakowanie). Ostrzenie, szczególnie dobrej jakości haczyków (o ile pozwalają na to ich uszkodzenia) zdaje się być racjonalne. Stosuję to podejście. Używam hook doctora i o ile to możliwe regeneruję haczyki. Niestety test na skórze czy płytce paznokcia nigdy nie przebiega równie doskonale jak weryfikacja produktu nowego, chociaż można osiągnąć naprawdę dobre rezultaty. Pytanie jednak, czy uzyskana ostrość nie jest zupełnie wystarczająca? To trudne do obiektywnej oceny. Sprytne karpie potrafią także wypluwać haczyki świeżo wyjęte z paczki, bo na ten fakt ma wpływ wiele czynników. Jeśli zastanawiacie się jak to robią karpiowe autorytety, to spotykam wyznawców obu szkół, chociaż zwolenników wiązania od nowa na produktach świeżych wydaje mi się być więcej. Nie traktuję tej obserwacji jako wyznacznik, ponieważ wielu tych ludzi stale współpracuje z producentami sprzętu, w których interesie jest kreowanie stałej potrzeby konsumpcji i kupowania przez klientów. Zatem z powodu braku wyraźnych, potwierdzonych eksperymentami argumentów o nokautującej wyższości haków świeżych nad ostrzonymi pozostanę przy idei nadawania im drugiego życia.

Niezależnie od tego, czy haczyk jest wyjęty z paczki (pod warunkiem poprawnego przechowywania w niej), czy regenerowany, zawsze, ale to zawsze będzie zdecydowanie skuteczniejszy od tępego. O ten element musimy dbać bezwzględnie, bo możemy nawet nie mieć świadomości, że nasza przynęta wielokrotnie odwiedza rybie pyski, a my siedzimy bez pika. Ten fakt ma tym większe znaczenie im warunki środowiskowe bardziej sprzyjają utwardzaniu się karpiowych pysków, np. wskutek żerowania na twardych szczeżujach, rakach czy racicznicach.

Zadzior

W mojej prywatnej opinii element ten to niepotrzebny relikt z zamierzchłych czasów, który ze względu na swoją powszechność utrudnia nam nasze hobby. Przede wszystkim jest niebezpieczny i dla ryby i samego wędkarza (lub jego bliskich). Pamiętam jak wbiłem sobie taki haczyk w palec (na szczęście to był nieduży rozmiar – 14 do methody). Rwałem go razem z kawałkiem skóry. Bezzadziorowy po prostu bym wyjął. Kiedyś na łowisku Rusiec ktoś musiał przerwać kilkudniową zasiadkę, bo bosą stopą nadepnął na taki paskudny śmieć. Jak widać, one nawet po zużyciu potrawią przynosić szkody innym. Sytuacja staje się jeszcze bardziej nieciekawa, gdy taki hak wbije się psu, który dyndającą kulkę uzna za element zabawy, co raz mi się przydarzyło. Pomoc zwierzęciu była znacznie trudniejsza niż w przypadku ludzi. Jednym słowem te produkty nie nadają się do współczesnego wędkarstwa, które ma być bezpiecznym odpoczynkiem po pracy.

To samo fundujemy rybie i tak naprawdę nie ma znaczenia nasz stosunek do cacht & release, a nawet to czy w danym kraju jest ono legalne. Zawsze jest ryzyko, że złowimy rybę niewymiarową, albo przekraczającą górny wymiar. Taki hak to przede wszystkim problem z wyjęciem go z rybiego pyska. W przypadku jesiotrów, które są bardzo wrażliwe na zbyt długie przebywanie poza wodą to naprawdę niepotrzebny stres, a nie każdy brzeg nadaje się do tego by wypięcie przeprowadzić w podbieraku. Szczególnie, gdy do tafli zbiornika jest spora wysokość i samo wyjęcie ryby w siatce wykonujemy w pozycji półleżącej.

Zadzior nie powstał jednak bez powodu, zapewne utrudnia pozbycie się haka podczas holu. Niektórzy próbują tę tezę obalać powołując się na liczbę spinek, ale intuicja podpowiada, że solidnie wbity zadzior trzyma, o czym przekonałem się na własnym palcu. W szczególności jeśli dacie luz na żyłce, ryba nawet potrząsając łbem z blisko umieszczonym ciężarkiem może mieć problem z wypluciem haka zadziorowego. Jednak ten sam efekt możemy osiągnąć gdy zrzucimy ciężarek (np. kamienny), albo w przypadku ołowianego pozwolimy mu by po samozacięciu przeszedł w tryb przelotowy (tzw. running lead system). Wówczas potrząsanie przez rybę łbem nie wykorzysta masy obciążenia jako przeciwwagi działającej wyhaczająco. Wreszcie na koniec pamiętajmy, że nie każdy hol kończy się sukcesem. Niezależnie, czy mieliśmy zamiar zjeść naszą zdobycz, czy też zwrócić jej wolność istnieje ryzyko, że rybka nam się zerwie. Chcemy by mogła pozbyć się haka, nasza walka została przegrana. Bezzadziorowy będzie zdecydowanie mniej bolesną opcją.

Oczywiście, żeby do holu doszło najpierw musi być zacięcie. Tu z kolei znowu należy podkreślić że haki zadziorowe przegrywają. Mają szerszy grot, tym samym stawiają większy opór i tym samym obniżają statystykę skutecznych zacięć. Teoretycznie można powiedzieć, że ich większa zdolność trzymania ryby podczas holu jest neutralizowana nieudanym zacięciem, a więc etapem znacznie wcześniejszym. Ktoś może powiedzieć, że pewnym kompromisem jest mikrozadzior. Niestety, w całości dziedziczy on pewną porcję wad haka zadziorowego jak chociażby problem z wyjęciem go z ręki, a częściowo niweluje niektóre trudności jak np. te z wyhaczaniem. Zdecydowanie największą zaletą mikrozadziorów jest możliwość ich łatwego zgniecenia kombinerkami (zazwyczaj wtedy mikrozadzior się ukrusza) i uzyskania haczka idealnie bezzadziorowego.

Trzeba podkreślić to wyraźnie, haczyki bezzadziorowe są bezpieczniejsze dla nas, naszych towarzyszy, dla ryb, lepiej zacinają zdobycz pozwalając w jak najczęstszej liczbie przypadków doprowadzić do samego holu (przecież to o ich częstotliwość chodzi nam najbardziej). W przypadki zerwania zestawu oszczędzamy rybie dodatkowego stresu. Jej szanse na uwolnienie wydatnie wzrastają.

Kształty haczyków

Tak jak zaznaczyłem na wstepie, wędkarz zaczynający karpiowanie będzie przytłoczony dużą ilością rozmaitych anglojęzycznych nazw stosowanych w odniesieniu do kształtów haczyków. Od razu pragnę Was uspokoić, padamy tutaj ofiarą bardzo prostego zabiegu. Konkurujące ze sobą marki muszą nieustannie emitować na rynek nowości i próbować się wyróżnić. Te oczywiście są sygnowane „chwytliwymi” nazwami, by skusić nas do zakupu. W praktyce w tym momencie w świecie haczyków ciężko o rewolucyjne odkrycie. Nowe produkty będą bardzo często liftingiem, próbami optymalizacji pewnej, dość wąskiej grupy bazowych kształtów. Najważniejsze jest to by umieć je odróżniać pod względem zastosowania i umieć przyporządkować każdy nowy produkt do konkretnej grupy.

Zasadniczo, niezależnie od tego, jak do sprawy podchodzą producenci sprzętu, wyróżniłbym 5 podstawowych grup haków, które opiszę w kolejnych sekcjach.

Szeroki łuk, krótki trzonek, oczko wygięte do wewnątrz

Flagowym przykładem tej grupy są haczyki o nazwie „Wide Gape”. Jak sama nazwa wskazuje – „szeroka przerwa” – charakteryzują się one dużym łukiem kolankowym. Trzonek takiego haka jest zazwyczaj krótki, a oczko wygięte do wewnątrz. W pierwszej kolejności skupmy się właśnie na nim. Pamiętajmy, że wiążąc tzw. węzeł bez węzła linka zawsze powinna wychodzić nam od wewnętrznej strony haczyka (czyli pomiędzy oczkiem a grotem). Jeśli użyjemy sztywnego materiału przyponowego, to w tej sytuacji pochylone oczko Wide Gape bardzo mocno kieruje nam linkę do wnętrza haczyka. Tworzy on z nią zatem kąt zwiększający zdolność „chwytania”, o co tak naprawdę nam chodzi. Rzeczywiście w przypadku sztywnych linek – jak grube żyłki mono, fluorocarbon, plecionki w otulinie możemy nie potrzebować dodatkowego pozycjonera – kickera, chciaż warto go zastosować gdy kąt pomiędzy linką a trzonkiem wyjdzie nam przesadnie mały. Wszystko zależy tak naprawdę od geometrii wybranego haczyka i zawiązanego węzła z użyciem konkretnego materiału. W mojej opinii kicker warto użyć, gdy hak montujemy na materiałach miękkich.

Haczyk nadaje się do klasycznego włosa. Wówczas warto zastosować stoper lub kawałek rurki silinkonowej umieszonej pod węzłem, w miejscu wyjścia włosa by uzyskać bardziej argesywny kąt względem zasysanej kulki. Możemy również wiązać na nim typową, dużą pętelkę D. Absolutnie nie nakładamy na ten haczyk krętlików, ani nie wiążemy małych pętelek do pop-upów. Są haczyki lepiej dostosowane do takich form prezentacji. Wide Gape nadaje się do zbrojenia kulek tonących, waftersów, bałwanków a także ziaren. Nie stosujemy go do przynęt pływających.

Co ważne do tej samej grupy haczyków o szerokim łuku, krótkim trzonku i oczku wygiętym do wewnątrz zaliczyłbym Claw – „pazur” (zdjęcie poniżej). Posiada trójkątny kształt łuku kolankowego, co pozytywnie może wpływać na zacięcie z natychmiastową, głęboką penetracją i tym samym trzymanie ryby podczas holu. Powiedziałbym, że to delikatna optymalizacja klasycznego Wide Gape.

Szeroki łuk, krótki trzonek, ale oczko skierowane na zewnątrz

Haczyk zgodny z tym opisem występuje w asortymencie niemalże każdego producenta i najczęściej pod nazwą Choddy. Oczywiście, producenci liftingują czasem drobne detale i wypuszczają serie o innych nazwach – najcześciej Stiff Rig. Jednak z wędkarskiego punktu widzenia mechanika działania haków i możliwości ich zastosowania będą identyczne dla całej grupy.

Przede wszystkim to najbardziej uniwersalny haczyk ze wszystkich jakie tylko można znaleźć w asortymencie karpiowym. Najczęściej stosujemy go do kulek pop-up wiążąc na nim małą pętelkę z wkrętką lub krętlikiem. Można użyć także bardzo krótkiego włosa. Ważne jest to, że ten haczyk w konfiguracji z przynętą pływającą musi mieć swoje kolanko bardzo blisko kulki, a w zasadzie powinien jej dotykać. Wynika to z faktu, że karpie trochę inaczej pobierają pływający pokarm i nic nie stoi na przeszkodzie, by haczyk był od razu skierowany grotem w dół, gotowy do wbicia się w pysk ryby. Jeśli decydujemy się na wersję z włosem, a nie pętelką, możemy zwiększyć jego kąt względem trzonka haczyka napierając na węzeł od spodu kawałeczkiem rurki silikonowej nanizanej na haczyk (dokładnie tak jak w przypadku haczyków Wide Gape). Na ogól z przynętami pływającymi wiążemy go ze sztywnymi materiałami przyponowymi, które nad gorącą parą profilujemy w formie łuku, zwiększając tym samym chwytność.

Na hakach typu Choddy możemy także zawiązać klasyczną pętelkę D, lub użyć dłuższego włosa do kulek tonących, bawłanków i zbalansowanych waftersów. Co jest ważne, w przeciwieństwie do Wide Gape, jeśli zdecydujemy się na sztywny materiał, będziemy mieć bardziej rozwarty kąt pomiędzy wychodzącą linką, a trzonkiem haczyka. W przypadku materiałów sztywnych nierzadko kąt ten będzie optymalny, stąd rzadsza konieczność dodawania kickerów, które z kolei z pewnością pomogą w przypadku miękkich plecionek.

Jeśli Wasz budżet jest ograniczony, ale checie kupić dobre haczyki, bo rozumiecie jak ważną rolę odgrywają w polowaniu na karpie – Choddy wydaje się najlepszym wyborem. Skonstruujecie z jego pomocą przypony do przynęt o wszystkich rodzajach pływalności. Gdybym miał wybrać jeden kształt, na który łowiłbym do końca życia, tak napawdę nie stałbym przed żadnym wyborem – tylko Choddy.

Długi, zakrzywiony trzonek

Tutaj flagowym przykładem, także dostępnym w ofercie każdego producenta są modele Curve Shank, co dokładnie oznacza zakrzywiony trzonek. Nash posiada taką serię pod nazwą Fang X. Modele te oczywiście jak sama nazwa wskazuje mają stosunkowo długi, zakrzywiony trzonek. To jednak nie wszystko. Często obserwujemy w nich ułożenie w jednej linii, lub prawie w jednej linii, osi grota i samego oczka. Każdy, kto chociaż trochę lubił fizykę i rachunek wektorowy od razu wyciągnie stosowny wniosek – zacięcie odbywa się z minimalnymi oporami, co wynika ze znikomej rotacji grota w pysku ryby i jego niemal idealnego podążania za siłą naciągu przyponu.

Haczyki te można łączyć z przyponami włosowymi (tu warto skorzystać z pozycjonerów włosa na łuku kolankowym poniżej wysokości grota), a także długimi pętelkami D. Oczywiście zarówno w przypadku materiałów sztywnych, jak i plecionek ma sens wzmocnienie chwytności poprzez dodanie kickera.

Prawdziwy potencjał tych haków odkrywamy gdy zaczniemy je łączyć z krętlikami. Zarówno poprzez nakładanie ich na trzonek z mocowaniem przynęty, jak również na oczko jako łączenie z linką przyponową. Daje to układy posiadające zdolność do swobodnej rotacji i tym samym kierowania grota w kierunku dolnej wargi ryby. To właśnie na tych haczykach oparty jest legendarny przypon do pop-upów – Ronnie Rig.

Długi, prosty trzonek, z oczkiem wygiętym do wewnątrz

Typowa nazwa takiego haczyka to Long Shank. Mamy możliwość zawiązania na nim długiej pętelki D. To czasem sprawia, że haki o tym kształcie otrzymują nazwę D-Rig. Doskonale sprawdzą się także do przyponów Blow Back, w których włos przywiązay jest do kółeczka umiejscowionego na trzonku lekko poniżej wysokości grota. Te haczyki, to przede wszystkim konstrukcje dające duży zakres ruchu przynęty, gdzie ciężki trzonek wraz z ewentualnym dociążeniem będzie rotował ostrze w kierunku dolnej wargi ryby. Stosujemy go do przynęt zbalansowanych i tonących. Na ogół oczko tego haczyka jest wygięte do wewnątrz jak to ma miejsce w przpadku haków Wide Gape. Jest to oczywiście zabieg konieczny, by w połączeniu ze sztywną linką, lub kickerem zwiększyć jego chwytność.

Krótki, zakrzywiony trzonek

Na rynku da się także znaleźć modele o nazwach takich jak Kraken, Clinga, czy Curve Shank Short. Są stosunkowo nowe modele (w momencie pisania tego posta był luty 2025). To haki krótkie, obłe nie tylko na łuku kolankowym, ale i na trzonku. Nie stosowałem tych typów osobiście. Widziałem konstrukcje w połączeniu z każdym rodzajem przynęt. Nierzadko z długimi kickerami profilowanymi na rurkach termokurczliwych.

Waga haczyka, a prezentacja przynęty

Kształt samego haczyka, rozmiar, grubość mają wpływ na jego wagę. Eksperymenty z kamerami podwodnymi pokazały, że są sytuacje, gdy karpie czyszczą łowisko z zanęty pozostawiając przynętę nietkniętą. Możemy jedynnie domyślać się co mogło być przyczyną. Ciężko opierać się na zmyśle wzroku ryb, który nie jest specjalnie ostry – one prawdopodobnie tego haczyka nie widziały, podobnie jak słabo widzą kolory, zwłaszcza w wodzie mętnej. Dużo bardziej prawdopodobne jest to, że haczyk obciążając przynętę powodował jej nienaturalne zachowanie. Jak sobie możemy z tym radzić – łączmy kulki tonące z pop-upami, pływającymi, sztucznymi kukurydzami, stosujmy waftersy, albo mieszajmy w zanęcie różne rozmiary kulek, tak by karp za każdym razem zasysał pokarm z inną siłą. Jeśli nie mamy brań, próbujmy zniwelować wyporność haka.

Rozmiar ma znaczenie

W wędkarstwie spławikowym, feederowym itp. stosujemy zasadę, że haczyk dobiera się do rozmiaru przynety. Nic dziwnego, zazwyczaj jest ona na niego nabita. Tutaj jednak hak dydnda sobie swobodnie obok przynęty, wiec pytanie, czy musi być wielki, gdy łowimy na kulkę 20 mm i 2 orzechy tygrysie?

Duży haczyk to spora masa i tym samym negatywny wpływ na wyporność. Wymaga użycia grubszego drutu, a tym samym i stawia większy opór przy zacinaniu. Zbyt mały lekki, może się nie zaczepić o pysk karpia. Osobiście staram się nie przesadzać w żadną ze stron, dobieram haczyki w przedziale nr 6 do największych przynęt, a nr 10 gdy łowię na małe kulki (zimą), lub kukurydzę. Haki nr 4 i 2 wydają mi się trochę przesadzone, chociaż nigdy nie zakładałem na włos kulek – gigantów w rozmiarze 30 mm.

Utrzymanie ryby w trakcie holu

Jak zaczynałem przygodę z karpiowaniem kupiłem trochę haczyków w jednym z popularnych marketów budowlanych. Były tanie, znałem tę markę z zastosowań spławikowych. Do leszczy i płotek ich produkty sprawdzały się doskonale. Zawiązałem całe pudełko przyponów z pętelkami D oraz Ronnie Rigów. Nie powiem, sporo się przy tym napracowałem. Miałem jeszcze wtedy strzałówkę z plecionki, w ilości znacznie większej niż dwukrotność długości wędzisk 3,5 lbs, których używałem. Jak nietrudno się domyślić, amortyzacja na ostatnim odcinku w takim zestawieniu była kiepska. Wybrałem się wtedy w ciepły, wiosenny dzień na jedną z komercji i znalazłem świetne miejsce. W lekko mulistym dnie były wyryte kratery, wiał silny wiatr i spychał nagrzane masy wody w kierunku mojego brzegu. Ryby skumulowały się w wybranym przeze mnie narożniku. Łowiłem wtedy głównie egzemplarze 7-10 kg, które prostowały marketowe haczyki, poddane sporym obciążeniom na nierozciągliwej plecionce i sztywnym kiju. Ryby udało mi się wyjmować, ale wyprostowane druty od razu trafiały do torby na śmieci. Gdyby w stawie mieszkały większe egzemplarze, prawdopodobnie bym je tracił. Od tamtej pory sięgam po droższe produkty bardziej renomowanych marek karpiowych. One także bardzo różnią się między sobą jakością (ale już nie w kontekście wyginania się łuku) i nawet wśród tych rzekomo najlepszych istnieje elita, której warto się trzymać. Różnice te sprowadzają się przede wszystkim do fabrycznej ostrości haków i sposobu ich przechowywania. To kolejny dowód, że nie zawsze jakość premium podąża za wysoką ceną. Ostre, porządne haczyki będą droższe, ale pośród droższych mogą trafić się i słabsze.

Podsumowanie

Szczerze nie czuję bym wyczerpał temat haczyków. Z pewnością jest jeszcze sporo ciekawych rzeczy, których nie wiem na ich temat. One nieustannie ewoluują, podobnie jak przypony do których są wiązane. Coraz cześciej jednak trafiam na wyznania autorytetów karpiowych, którzy po latach eksperymentowania wracają do starego klasycznego przyponu z włosem i bardzo ostrego, sprawdzonego haczyka o jednym z opisywanych przeze mnie kształtów. W moim przypadku jest chyba bardzo podobnie. Tej zimy zawiązałem sporo sztuk typu Claw oraz Long Shank z waftersami i bałwankami. Mam nadzieję, że przyniosą mi piękne ryby w następnym sezonie. Pamiętajmy, że największe rewolucje dokonują się za pośrednictwem rozwiązań prostych a zarazem sprytnych i pomysłowych (włos, podajnik do methody, waftersy, zig rig). Idealny haczyk, jak i przypon nie może być przesadnie skomplikowany. Po protu mamy wówczas wiele elementów, które mogą nas zawieść. W przypadku haczyków niezmienna pozostaje jednak konieczność zadbania o ich ostrość, a także jakość by wytrzymały naprężenia wyzwalane w trakcie holu. Szczególnie tępy hak, to brak rolek na sygnalizatorze, co może być przez nas interpretowane jako niewłaściwy wybór łowiska, przynęty, zanęty czy taktyki. Mała zmiana na ostry egzemplarz może odmienić naprawdę wiele.